Spośród wielu znanych mi artystów malarzy najbardziej dla mnie bliskim jest właśnie Vincent van Gogh. Nie przez fakt swojej twórczości, przed którą naturalnie chylę pokornie głowę.
Jedzący kartofle, Para butów, Tkacz, Kwitnący migdałowiec nie wspominając o najbardziej znanych jak Słoneczniki, Pole pszenicy z krukami lub Nocna kawiarnia czy Gwieździsta noc nad Rodanem.
Jak nie rozpływać się nad tymi dziełami
By moc zrozumieć twórczość Vincenta warto zagłębić się w pewną książkę...
W niej zawarta jest kwintesencja tego kim był Vincent van Gogh, co kształtowało jego twórczość i jak niesamowicie personalnie i z jaką nadwrażliwością odbierał otaczającą go rzeczywistość. Czy wiadomym jest fakt, że był on niesamowicie oczytanym człowiekiem, a każda przeczytana przez niego książka nigdy nie była mu obojętną. Zawsze wywierała na nim silne emocje. Pokorniał wobec ludzkiej biedy i z pietyzmem przelewał na płótno ciężką fizyczną pracę.
Pisze do brata:
Pisze do brata:
Nie
znam trafniejszej definicji słowa „sztuka” od tej: „Sztuka to natura plus człowiek”. Natura, rzeczywistość, prawda, z której artysta wydobywa sens, istotę,
charakter, która
wyraża,
oczyszcza, wyzwala, oświetla. Obraz Mauve'a, Marisa czy Israelsa mówi
nam więcej
i jaśniej
niż
sama natura. Tak samo rzecz się ma z książkami. W Chacie Wuja Toma artysta przedstawił
sprawy w zupełnie
nowym świetle,
choć
książka
jest już
nieco przestarzała, bo napisano
ją
przed laty. Jaka w niej subtelność uczuć, jak wypracowane szczegóły,
jakie mistrzostwo. A przy tym każda strona tchnie miłością
bliźniego,
powagą
i prawdą.
Jest to książka
bezpośrednia
i prosta, a jednocześnie ma w sobie coś
wzniosłego,
szlachetnego i bardzo dystyngowanego.
Nie malował tego co schludne i ładne dla oka, ale to co prawdziwe. Natchnieniem do namalowania słynnych słoneczników (nota bene kilkunastu obrazów) był znaleziony bukiet przekwitniętych kwiatów.
Większość z nas zna V. van Gogh'a jako szalonego artystę, tego właśnie, który "namalował" Słoneczniki, "obciął" sobie ucho, a potem "popełnił" samobójstwo.
Ale pytanie dlaczego to uczynił? Co go pchnęło do takich auto-aktów?
Po tej lekturze poznałam diametralnie innego Vincenta. Wspaniałego, delikatnego człowieka, głęboko kochającego, wiernego przyjaciela, którego dusza i serce są niczym papierek lakmusowy, na odbijający wszystkie dramaty tego świata, bo Vincent nie jest zobojętniały na zło, cierpienie i pot ciężkiej pracy.
Trzeba poznać jego drogę życia, by szerzej i głębiej móc odnajdywać się w tematyce i kolorystyce obrazów jego autorstwa. Bo jego twórczość to coś więcej niż żółcień chromowa, zimny kobalt czy umbra.
Zapewniam, że po zamknięciu ostatniej strony "Listów do brata" Vincent van Gogh z obcego holenderskiego artysty stanie się prawdziwie TWOIM VINCENTEM...
...Wróćmy jednak do człowieka czującego i myślącego. Myślę, że najwłaściwszym sposobem rozwijania umysłu i ducha jest poznawanie historii w ogóle, a w szczególności życiorysów wybitnych ludzi z najrozmaitszych okresów, od dziejów biblijnych aż do rewolucji i od Odysei do książek Dickensa i Micheleta.
A czy nie można się czegoś nauczyć od takich ludzi jak Rembrandt albo z takich obrazów jak: Trujące zioła Bretona, Godziny dnia Milleta, Modlitwa de Groux albo Briona, Rekrut de Groux (albo też Conscience'a), Wielkie dęby Duprégo, a nawet z młynów i piaszczystych równin Michela?...
fragment książki Listy do brata - V. van Gogh
Komentarze
Prześlij komentarz